● umowy jedynie są pozorowane na walutowe
● sprzeczne z prawem jest jednostronne kształtowanie wysokości długu;
● umowa narusza prawa konsumentów
● bank pobierał “prowizję” za handel walutą, która nie miała miejsca
● bank stosuje indeksację sprzeczna z jej definicją
Podstawowym źródłem wadliwości tzw. umów frankowych jest odwoływanie się do waluty, która w praktyce nie była wykorzystywana przy wykonywaniu umowy. Choć zapis umowy uzależnia wysokość świadczeń stron od niezależnego od stron miernika (tzw. indeksu), tj kursu CHF, to w innym miejscu umowy jest przyznane bankowi prawo jednostronnego, niczym nie ograniczonego ustalania kursu tej waluty. Przy umowach waloryzowanych do CHF, bank nie miał franków, które rzekomo udostępniał. Przy umowach indeksowanych do CHF, bank wyznaczając kurs waluty nie był związany rynkowym kursem franka. Mówiąc bardziej obrazowo, w zawartych umowach można słowo “franki” zamienić na “złoto”, “kamienie szlachetne” lub “ropę naftową”, a nic to nie zmieni w ich wykonaniu. Ponieważ umowy kredytowe są obwarowane obostrzeniami prawa bankowego, opisana okoliczność powoduje co najmniej wadliwość takich zapisów umownych. (naruszenie m.in. art 69 pr.bank.)
Najważniejszy zarzut do treści umów kredytowych jest pochodnym powyższej wadliwości. Umowa jest sprzeczna z naturą stosunku prawnego przez pozostawienie bankowi swobody w ustalaniu obowiązków obu stron umowy. Bank już po podpisaniu umowy jednostronnie decydował jaką dokładnie kwotę kredytu wypłaci, a następnie jednostronnie decyduje jaka jest wysokość comiesięcznej raty wpłacanej przez kredytobiorcę. Należy podkreślić, że umowa w żaden sposób nie ogranicza banku w określaniu wysokości tych świadczeń. Różnice między kursami indeksującymi a kursami rynkowymi dochodziły do 10% i zapewne obawa przed zbyt ewidentnym pokazaniem dowolności ustanowiła tę psychologiczną granicę. (naruszenie art 58 KC w zw. z art. 353(1) KC)
Powyższe rozważania mają szczególne znaczenie przy kredytach zaciąganych na cele niezwiązane bezpośrednio z prowadzeniem przez kredytobiorcę działalności gospodarczej lub zawodowej. W takich przypadkach mają zastosowanie przepisy o ochronie konsumentów przed szeregiem niekorzystnych dla nich zapisów umownych, na które nie mieli oni wpływu. Ponieważ umowy kredytowe były zawierane na wzorcu narzuconym przez bank, oczywistym jest, że kredytobiorca nie miał wpływu na treść tych zapisów. (naruszenie art 385(1) KC)
Kolejnym zarzutem wynikającym z opisanej wadliwości jest stosowanie przez bank spreadu. Jak już wspomniałem, bank mimo że zobowiązywał się udostępnić kredytobiorcy franki, nie dysponował nimi. W związku z tym niczym nie uzasadnione jest stosowanie przez bank dwóch różnych kursów, tj zakupu i sprzedaży, skoro nigdy nie dochodziło do zakupu lub sprzedaży waluty. Mówiąc wprost, bank naliczał kredytobiorcy koszt transakcji, których nie wykonywał.
Wchodząc w aspekty ekonomiczne, pojawia się wątpliwość czy mechanizm nazywany w umowie indeksowaniem jest nim faktycznie. Skoro obliczenie indeksu opiera się na zmierzeniu zmiany w czasie wartości indeksu, nie można nazwać indeksowaniem porównania wartości dwóch różnych zjawisk występujących w różnych okresach (ceny zakupu i ceny sprzedaży). Przykładowo nie da się wyliczyć wskaźnika inflacji, jeśli w momencie t1 przyjmiemy ceny detaliczne, a w momencie t2 ceny hurtowe. Przy kredytach indeksowanych banki dla swojej korzyści nazywają indeksacją mechanizm z nią sprzeczny więc zasadny jest zarzut, że kredytobiorca został wprowadzony w błąd przez celowe pomylenie pojęć w treści umowy.
Jestem przekonany, że niniejszy artykuł, mimo moich starań uproszczenia zagadnienia, miejscami jest trudny do zrozumienia. Daje to obraz pozycji kredytobiorcy, który został obarczony ryzykiem wynikającym z bardzo zaawansowanych i celowo niejasnych rozwiązań prawnych. Ryzykiem, którego znajomość jest obecnie podnoszona w walce z frankowiczami. Dlatego zanim opiszę konsekwencje dzisiaj opisanych naruszeń, w kolejnym artykule odniosę się do zagadnienia ryzyka związanego z zawarciem umowy o kredyt walutowy.